8 marca 2014

Już Cie nie kocham

Nic nie trwa wiecznie.
Wszystko, prędzej czy później chuj strzeli, rozsypie się na kawałki i straci rację bytu. Nawet najpiękniejsze uczucia ulegają korozji.
I jak to się stało, że Cię kiedyś kochałam, zastanawiam się  próbując na nowo poczuć zapach majowego poranka i pierwsze chwile w twoich ramionach. Gdzie się podziała cała ta Magia? Gdzie jesteś, mój książę z bajki?  Co z pocałunkami, które hipnotyzowały i z dialogami do białego rana? Kiedy zapomnieliśmy wspólnego języka?

Gdzieś tam zapłakana to właśnie wykrzykuję, z duszą chłostaną przez nowe demony. Pytam, gdzie podziało się najpiękniejsze uczucie mojego życia, domagam się zwrotu, ubolewam nad stratą. Jak to tak? Przecież miałam Cię kochać na wieki, czy to nie byłoby piękne?  A teraz lata mi miną na szukaniu nowej miłości, nie wiem, czy jakakolwiek da mi poszybować wprost do nieba.
Może taka zdarza się tylko raz.

Aż groza bierze, przechodzą dreszcze. A jeśli to wszystko jednak było prawdziwe? To znaczy tylko, że ktoś zabił tę miłość a moim Biletem do Raju wytarł sobie tyłek. Zbrodnia niewybaczalna, więc wolę wierzyć, że to były urojenia. Unieważnić, określić niepoczytalnością, nie zważając, że to moje życie, moje znaki na niebie i ziemi- to tylko szaleństwo. Podważyć sensowność nawet chwili obecnej, zbiegi okoliczności i prześladujące mnie słowa i zjawiska. Podważyć moc rzucanych zaklęć- prze ze mnie i przez innych.
Bo jeśli wtedy mi odbijało,  to co dzieje się teraz to czysty obłęd.  Bo ścigają mnie wampiry a ja jestem czarodziejką. O moja duszę walczą demony a ja dopiero teraz widzę, że byłam w piekle- po raz kolejny. Stoi za tym wszystkim jakiś światopogląd, opozycyjny wobec dominującego. Może bardziej magiczny? Może po prostu schizofreniczny?

Ale to moje życie dużo bardziej niż proza dnia jak co dzień, jak praca czy wieczory zazwyczaj spędzane samotnie. Chyba gdzieś się pogubiłam określając, co jest rzeczywiste. W rezultacie, to, co dawno temu sobie wymyśliłam zaczęło dziać się na prawdę. Albo mi się wydaje. A wymyśliłam to wszystko niemal dziesięć lat temu. Inne rzeczy czułam jeszcze wcześniej.

Moje szaleństwo tylko się pogłębia, ale nie zdarzyło się ostatnio nic na tyle doniosłego, by wskoczyć weń na łeb na szyje i znowu polecieć. Chyba potrzebuję mocniejszych narkotyków.
Albo nowej Miłości.