15 stycznia 2013

Diagnoza

To było w październiku roku 2011. Co to był za rok!
Mniej więcej już od sierpnia czułam, że musi skończyć się u Psychiatry. Tak, czułam, że coś jest nie tak- to bzdura, że jesteś tego nieświadomy. No chyba, że jesteś idiotą.
 Przeglądajac moje zapiski z tamtego czasu widzę, jak często występowało słowo "szaleństwo". Na przemian z "oświeceniem" i "znowu palę zielsko". Czasem nawet użyte w tym samym kontekście, w jednym zdaniu. Wahanie- co się ze mną dzieje?
W każdym razie wiedziałam, że to nie jest normalne. Zresztą, do nienormalności byłam przyzwyczajona, zawsze byłam "jakaś inna", tyle, że wtedy spojrzałam na to jakby bardziej świadomie, dokonałam pewnego rodzaju introspekcji, przyjrzałam się temu. Doszłam do wniosku, że jestem po prostu pojebana (Ameryki nie odkryłam) i jarałam dalej nie przejmując się całą sytuacją Czułam się dobrze mimo prawdziwego kotła w głowie. Co więcej, dzięki niemu czułam się na prawdę wyjątkowa.

Wróćmy jednak do października A.D. 2011, kiedy to zrobiło się bardzo nieciekawie. Kocioł w główce nie ustąpił, nawet się nasilił, a myśli niepokojąco galopowały w stronę rozpaczy. Do tego doszedł totalny rozpierdol w życiu osobistym i uzależnienie od kilku substancji psychoaktywnych. Powiedziałby ktoś- wpadła w Depresję. Charakterystyczne dla nieodpowiedzialnych narkomanek. Panie i Panowie- Depresja wcale taka straszna nie jest. Trzy dni, które doprowadziły do mojej pierwszej wizyty u Psychiatry były prawdziwym piekłem. Pojawia się analogia do Chrystusa- tyle, że wizyta u lekarza wcale nie była zmartwychwstaniem.

Kiedyś, gdy najdzie mnie wena, opisze tzw. "Stan Mieszany". Tak, wiem, że wszyscy czytający te słowa ChADowcy właśnie poczuli ciarki na plecach:)

W dzień wizyty nastąpiło Cudowne Ozdrowienie, gdyby nie naciski Mamusi pewnie bym sprawę olała, choć też byłam bardzo ciekawa, co lekarz mi powie. Pojawiła sie nawet ekscytacja "Wow, idę do psychiatry, ale jaja!". Poczułam się jeszcze bardziej wyjątkowa. No i po cichu liczyłam na jakieś fajne prochy, jak na prawdziwego ćpuna przystało.

Pani Doktor wkurwiła mnie od razu tempem wypowiedzi. Podczas gdy ja wyrzucałam z siebie słowa z predkoscią karabinu maszynowego ona przemawiała do mnie jak do osoby upośledzonej. Baaaardzo powoli. Rzecz jasna nie przeszkalało mi to w autopromocji i przekonywaniu Pani Doktor jaka jestem zajebista. Po pół godziny w jej wypowiedziach zaczęło przewijać się słowo "dwubiegunówka". Jako osoba o dosyć szerokim zakresie wiedzy ogólnej od razu skumałam o co chodzi... "Kurt Cobain to miał! Jestem zajebista", pomyślałam. Na koniec poinformowała mnie że mimo diagnozy jestem i tak wyjątkową osoba (w odpowiedzi poinformowałam ją, że o tym wiem)- zapewne mówiła to wszystkim, zapisała Lamotrygine i skasowała stówkę. Wyszłam z gabinetu i korzystając  z tego, że jestem w odpowiedniej okolicy pojechałam do mojego dilera po Amfetaminę. Zioło jeszcze miałam.

Słowo ciałem się stało. Nawet medycyna stwierdziła, że jestem nienormalna. Od tego dnia nic juz nie było takie jak przedtem, od tego dnia, codziennie patrząc w lustro słyszałam słowa "afektywna- dwubiegunowa". Dokonałam jeszcze głębszej introspekcji. Przeżyłam od nowa całe życie, przyklejając do odpowiednich okresów określenia Mania i Depresja. Przekopałam cały internet, z rozpędu połknęłam kilka podręczników akademickich i zaczęłam patrzeć na siebie tylko i wyłącznie przez pryzmat schorzenia.
Wtedy to właśnie oszalałam do reszty.

Doszłam do wniosku, że ChAD zniszczyła mi dotychczasowe życie. Tylko gdzie jest granica między mną a chorobą? Czy wogóle cos takiego istnieje? W rezultacie wpadłam w Depresje i przez kilka miesięcy prawie nie wychodziłam z domu. Grzebałam intensywnie w swojej psychice. Analizowałam pod kątem ChAD każdy aspekt mojego życia. Z Miłością włącznie.
A gdy już wyszłam z domu to chlałam i ćpałam- nie przejmując się smutnym losem Cobaina i Magika, którzy też leczeniem się nie przejęli. W sumie miałam to gdzieś.
Przy życiu utrzymała mnie tylko świadomość, że nie zrobiłam jeszcze nic, żeby przejść do historii. Mam takie wewnętrzne poczucie Misji. (Nieźle zryty beret, no nie?)
Bo w końcu, mając ChAD znalazłam się w bardzo elitarnym gronie.


Brak komentarzy: