28 lutego 2013

Błysk

Na ile nasza wiara jest bezpieczna? Na tyle na ile mieści się w ogólnie przyjętym kulturowym szablonie. Jeśli głęboko wierzymy w poczęcie z dziewicy możemy dorobić sobie do tego filozofie i wszystko jest w porządku. Bardzo bezpieczne i szanowane jest bycie ateistą. To przecież takie logiczne! Pan Dawkins mądry jest, wszystko trzyma się kupy a religia judeochrześcijańska pada w konfrontacji z jego argumentacją. Swoja drogą, wyżej wymieniony pan porównał religie do urojeń, co w kontekście tego postu nie jest bez znaczenia.
Problem pojawia się gdy wychodzimy ze względnie bezpiecznego kręgu Chrześcijaństwa czy ateizmu i upieramy się, że udało nam się dostrzec sens wszechrzeczy. Urojenia jak w pysk strzelił, co z tego, że czasem spójne? Nie takich świrów się spotykało- przestań pierdolić o Oświeceniu, do Psychiatry biegiem i żryj neuroleptyki. Nie, lepiej nie mówić tego głośno, to się przecież nie zdarza! To, że połowa ludzkości, że jacyś panowie w pomarańczowych szatach o tym mówią, nieważne. Możesz sobie medytować ale Oświeconym być nie możesz!
Tak, tak... powie ktoś, myli Manię z Oświeceniem. Odkleiła się bez reszty, biedna dziewczyna, będzie płakać w depresji, na terapie nie chodzi...
Tak, Wy, moi drodzy krytycy, znacie Prawdę.

Bo jeśli taki błysk, taki nagły wgląd w otaczającą nas i wypełniająca rzeczywistość istnieje, to przez czcicieli Szkiełka i Oka będzie nazwany szaleństwem. Co więcej, szaleństwem może być nawet nazwany przez osoby tego błysku doświadczające- zwłaszcza w naszym kręgu kulturowym. Umysł, w żaden sposób nieprzygotowany zaczyna fikać koziołki... I robi się ciekawie.

Nie, nie twierdze, że każda Mania jest objawieniem, że każdy ChADowiec jest oświecony. Broń Boże. Chodzi mi o to, że żeby mówić o szaleństwie trzeba zdefiniować jego granice- również w kontekście nieznanych nam kultur i światopoglądów- no chyba że przyjmiemy że judeochrześcijański krąg kulturowy ze swoim konsumpcjonizmem (i wyrosły na jego gruncie ateizm) ma monopol na prawdę.
Zresztą osiągniecia tej cywilizacji są tak chwalebne, że nic tylko powierzyć jej dusze swoją...
Najlepiej za nowego i-poda.

21 lutego 2013

Dlaczego jestem feministką.

Nieźle, nie? Nie dość, że świr, ćpun i lewak to jeszcze feministka. Chłopcy o łysych głowach spaliliby mnie na stosie. Ale najpierw zgwałcili.
Dlaczego jestem feministką? Bo jestem ładna i doskonale wiem, jak to jest być tylko i wyłącznie obiektem seksualnym. Kiedy to, co mówisz, nie ma najmniejszego znaczenia wobec twojej seksualności, kiedy to ona staje sie wyznacznikiem twojej wartości.
Kiedy nawet twoje człowieczeństwo i niezbywalne prawo do szacunku kapitulują przed męską chucią.
Panowie, was na prawdę aż tak opętało?

Jestem feministka, bo myślę- i to myślenie określa moje jestestwo, fizyczność jest jedynie jego składową. Dostrzegając tylko moje ciało pozbawiasz mnie człowieczeństwa, moje myśli postrzegasz jako coś niegodnego uwagi- czyli MNĄ, w ścisłej definicji Ja, gardzisz.

Jestem feministką, bo czuję. Bo chcę być akceptowana i słuchana. Jeśli ta część mojej osoby jest dla ciebie nieistotna, to znaczy, że mnie odrzucasz. I to jest prawdziwe odrzucenie, które prawdziwie boli.
Jeśli nie dam Ci tyłka, zawsze możesz zrobić to sam. Co ja zrobię z rzucona w kąt duszą?

Feminizm to nie manify, prawo do aborcji czy równość płac. To tylko slogany.
Feminizm to głębokie poszanowanie drugiego człowieka, postrzeganie go przez pryzmat inny niż cielesny. Przedrostek "femina" (kobieta) pojawił się tylko dlatego, że przez długi czas tylko jako piękne ciała nas postrzegano. Chodzi o walkę o bycie człowiekiem.
My, kobiety, często nadal musimy się tego domagać.
Przygnebiające.

19 lutego 2013

Sny na jawie

Jest taki sen.
Każdy go ma.
Najważniejsze, by móc kiedyś powiedzieć;
"Kurwa, To się dzieje naprawdę!!!"
Zanim skonamy z euforii.

She wolf

Jaka była przyczyna tego stanu?
Chemia rzecz jasna, moja lub ta przeze mnie wprowadzona. Na chemii wszystko się rozpoczyna i kończy, Ona jest językiem Boga.
W każdym razie ostatnio moje neuroprzekaźniki urządziły sobie imprezę techno, za DJ-a robi Guetta.
Muzyka pierwszorzędna, o dragi, szyte na miarę, dba mój własny mózg.

Rzeczywistości powinno się doświadczać, celebrowanie jej jest prawdziwym oświeceniem. Uchwycenie chwili jest tożsame z poznaniem tej chwili sensu.
Tak często używam słowa "strumień" bo nie mogę uciec od uczucie przepływu.

W ubiegłą Niedziele przepłynęła przeze mnie Amazonka. Jako że za nowe koryto obrała sobie moją Świadomość nie mogło obejść bez świadomości zmian. Takie rzeczy nie pozostają bez śladu, pytanie tylko, czy budują, czy zostają jedynie bliznami.
Przeszłość zamknięta w przestrzeni, czas jako zjawisko nielinearne. Trwaj chwilo, jesteś piękna. Niektóre trwają cała wieczność i to nie jest metafora. Wspomnienia to tez myśli, te które nas nie opuszczają są wieczne.
To blizny czy pomniki?

Rozpadam się na kawałki. W jednej chwili zamykają się wszystkie inne, te dla niej istotne przypominają o sobie- i widzimy jasno- przyczynę i skutek. I nawet jeśli w jednej chwili płakałaś szukając wzrokiem butelki wódki a w innej śpiewasz w płatkach śniegu, to ta chwila jest jedna.
Coś je łączy.
Idea. Tyle, że za pierwszym razem bełkotała pijana, a teraz śpiewem wyrywa się z piersi.
I teraz i wtedy miała rację
Dopiero rozpadając się możesz stopić się z całością.
Kawałki mniejsze od atomu. Cała przestrzeń jest sumą odległości miedzy nimi.

Wszystko sprowadza się do odwiecznego problemu czasoprzestrzeni.
Czasoprzestrzeń to drugie imię rzeczywistości.

W rezultacie ZAWSZE zalewasz się łzami, choć bywają to też łzy szczęścia.
Rzeka wychodzi z granic.
Jeśli coś czujesz i słyszysz, jeśli czegoś doświadczasz całym sobą to musi być prawdziwe, zaprzeczanie temu byłoby szaleństwem. Jeśli nie swoim zmysłom ufać to czyim?

Czy nie za daleko idę? Tak naprawdę poniosło mnie już wiele dalej, tylko że nie zawsze jestem w stanie opisać moje podróże słowami. To jak ślepym mówić o kolorach... Nie, nie napisze, prawdziwe emocje wyrażam tylko śpiewając i płacząc.
Muzyka zalewa mnie swoimi barwami.

You love me and I froze in Time

Albo przekraczam granice poznania, albo mi odbija. Whatever.
Fajne uczucie.

http://www.youtube.com/watch?v=PVzljDmoPVs
Odleciałam:)

O Piosence.
Dla mnie "She wolf" jest utworem przełomu, tak jak kilkanaście lat temu było "Chop suei". Idea muzyki znowu wyrwała się do świata realnego. Tylko trzeba mieć naprawdę dobre słuchawki:)
Słuchajac "Ona tańczy dla mnie" nie ma sie takich jazd...


18 lutego 2013

I love it

Czy widujecie czasem dźwięki?
Muzyka czasem porywa mnie tak, że mieszają mi się zmysły. Dosłownie.
Nie tylko słyszę ale i widzę i czuję.
Stopić się z muzyka absolutnie, objąć ja za pomocą każdego zmysłu.
Doznanie inspirujące i mające siłę narkotyku.
I love it.

Wódka

Są osoby z którymi uwielbiam ją pić. Dwie albo trzy. W sumie to jedna.
Ale jakie są to podróże po duszy słowiańskiej, w bezdroża naszej fantazji- legendarnej. W niej rzeki wódki, morze resentymentu za utraconą chwalą i chwałą urojoną. Jak pisać o polskości nie pisząc o wódce?
A może tylko po pijaku można o Polsce rozmawiać? Jak zapomnieć o Zaporożu?
Nieważne, to tylko jeden ze szlaków, przed nami cały bezkres.
Wódkowe rozmowy do białego rana, wódkowe miłości. Prawdy ognistej wody.
Uwielbiam pić wódkę z pewną osobą.

O miłości

Wiem, co to znaczy być kochaną.
Przez chwilę, w której zostałam na zawsze.

Nie interesuje mnie Miłość inna niż ta o wymiarze wieczności.
Jak prawdy objawione, dotknięte, lecz nieuchwycone.
Czy za mało pisze o Miłości, wspominam o niej niewiele, półsłówkiem. Jak o niedawno zmarłym krewnym.
Nie chcę odzierać jej z tajemnicy. Przegadywać jej, tak jak to robi od wieków cała ludzkość- nie kochając.

Mi wystarczy tylko, że raz na jakiś czas, spod jego rzęs spojrzy na mnie wieczność.

Tylko

Życie lubi zaskakiwać.
Życie uwielbia rzucać nam wyzwania na przemian z wyznaniami. Albo szepce słodko do uszka, albo porywa jak rzeka. Mnie zawsze kręcił żywioł.
Podobno. Tak deklarowałam. Ile jest prawdy w mojej żądzy zmian?
Co w końcu jest prawdą? Co ma miejsce, a co mi się wydaje. Życie jest fascynujące, tylko trzeba przestać bać się żyć. Bać powinniśmy się jedynie zwątpienia, cichego zabójcy naszych serc. Kiedyś wszystkie były waleczne, życie uczy pokory... Zwłaszcza jeśli widzisz w nim wroga.
Ciągły element walki. Myślimy o życiu jak o wojnie. Nasze serca są sercami wilka.
I potem mamy być szczęśliwi? Jak? WTF?

Całe moje życie mi się wydaje. Jest sumą indywidualnych wrażeń i zbiorowych sądów.
Tylko Miłość jest prawdziwa.

11 lutego 2013

Lustro.

Uwielbiam w nie patrzeć.
Przypomina mi o moim istnieniu, jest jego fizycznym odbiciem. Jestem i tak właśnie wyglądam.
To widzi świat, który nie zawsze nawet sili się na spojrzenie w oczy, nie wspomnę o spojrzeniu w głąb.
Jak niewiele mnie to już interesuje. Już nawet prawie nie boli. Już nie łudzę się, taki jest świat- nawet ja coraz mniej zaglądam w ludzkie dusze, za dużo tam czasem syfu.
Patrzę w siebie. Wbijam zimny wzrok w lustro i rozmawiam sama ze sobą, zachwycona świadomością istnienia. Tak, dopiero jego świadomość jest fascynująca, bez świadomości nie ma istnienia- bo któżby stworzył to pojęcie, kamienie?
Zalewa mnie świadomość, że jedyne, czego doświadczam to istnienie właśnie. Najbanalniejsze prawdy zachwycają najbardziej. Istnienie ma formę strumienia, podobnie jak świadomość. Coraz częściej myślę, że jedno z drugim mogą być przejawami tego samego procesu, którego jeszcze nie umiem nazwać.
To takie luźne rozważania, myślę, szukam, być może błądzę.
Usiłuje wyjaśnić sobie świat, uporządkować rzeczywistość. Nie codziennie doświadcza się metafizycznych błysków- a nawet je trzeba obrobić, zanim ubierze się je w słowa. Uzbrojona jestem w rozum o całkiem niezłej mocy obliczeniowej. Trzeba pogłówkować.
Traktuje to niemal jak obowiązek, nie mogłabym przejść przez życie bezrefleksyjnie.
Patrzę w lustro i się uśmiecham.

9 lutego 2013

Idiota.

Żyję. Czasem uciekam z cyberprzestrzeni i surfuje po świecie realnym.
Obserwuję, wyciągam wnioski. Żyję, imprezuję, pracuję i śnie na jawie. Najbardziej fascynuje mnie kontakt z ludźmi, który bywa jednocześnie źródłem frustracji.
Znacie ich? Mowa o idiotach- nie o ludziach o niskiej inteligencji ale łagodnych i niegroźnych. Mówię o durniach, którzy myślą, że są najmądrzejsi, mimo, że ich najbardziej cięta riposta to "ty pedale" ewentualnie "ty kurwo" . O ludziach całkowicie niezdolnych do dyskusji, o umysłach zamkniętych jak puszka sardynek.
Znacie, oni są jak szarańcza. Czasami się takich ludzi spotyka, ja po takim kontakcie zawsze czuję sie brudna.
Zastanawiam się, jak to jest. Co siedzi w małej przepełnionej agresją główce. Coś musiało poruszyć ten tryb, nic nie dzieje się bez przyczyny. Jak taka osoba postrzega świat, jak tak naprawdę postrzega siebie, bo nie sadzę, żeby ich samoocena była tak kolorowa, jak może się wydawać.

Panie i Panowie, jak to jest być Idiotą???
O geniuszu napisano całe tomy a co z jego zaprzeczeniem? Z małością, nikczemnością i podłością. Tak, o niej tez sporo wydrukowano, zwłaszcza beleterystyki. Czy można się nad głupotą zachwycać?
Mnie ona brzydzi. Ja w ogóle jakaś dziwna jestem, staram się szanować każdego człowieka, w głowie nie mieści mi się nieuzasadniona nienawiść, ale cóż, no co wiele mówić, w końcu jestem nienormalna...
Za każdym razem gdy spotykam na swej drodze Idiotę zastanawiam się, jak to możliwe? Jakim cudem ludzkość mogła wydać tak zgniły owoc?
I najgorsze... Że takich owoców jest mnóstwo.
I że najbardziej wartościowe osoby poznałam na forach dla świrów i w szpitalu psychiatrycznym.
No i kilku w normalnych okolicznościach, ale to inna historia.

6 lutego 2013

Świr polski

Miłości nie ma.
Powiedział mi dwudziestolatek co nigdy nie maił dziewczyny, dwudziestolatek, dla którego lód to nie zdrada i trzydziestolatek, który zawsze podziela poglądy osoby aktualnie stawiającej piwo.

Miłość to na pewno nie to, o czym piszesz- mówią mi Ci, co mądrości nauczyli się w gabinecie psychologa, dla których Miłość to długotrwałe budowanie więzi, najlepiej według podręcznika. Co większe, zahaczające o metafizykę porywy zapewne kwalifikują się do leczenia- a jeśli w sąsiedztwie Miłości pojawia się cierpienie to nic tylko psychotropem ją! Takie uczucie pozbawione jest wartości.
Nie, wcale nikt nam nie mówi, jak mamy czuć, w co wierzyć... Zastanawiam się, dlaczego tak niewiele osób widzi, że psychologia i nauki jej towarzyszące przejęły rolę religii, jej kapłanami są psychoterapeuci. Tłumaczą nam wszystko, co dotyczy duszy.

Przede wszystkim- bycie nieszczęśliwym jest chorobą. Choroby się leczy- zamiast leczyć świat wokół, lepiej przemeblować delikwentowi główkę, może troszkę psychotropkiem zamulić i będzie fajnie. Nie, ja nie twierdzę, że to niepotrzebnie- w końcu po co się męczyć? Kilka lat żarcia psychotropów, prania mózgu na terapii i człowiek jak nowy! Niektórzy wręcz o tym marzą, bo poza niechęcią do świata nienawidzą też  siebie.
Pech, nie ze mną te numery, Choć, przyznam szczerze, fajnie mieć w domu baterię psychotropów na różne okazje. Nawet, jeśli procesy w mojej głowie przyprawiają zacną psychologiczna brać o dreszcze, to zawsze są to MOJE procesy.
I wara od nich, ręce precz od moich zakrzywionych procesów poznawczych, z dala od redukcji mojego dysonansu.
A jeśli ktoś zabierze się za moja Miłość, odpowiem ogniem.
Kroimy człowieka na kawałki w zaciszach gabinetu. Od 80 do 120 złotych za godzinę. Specjaliści od dusz ludzkich... Nie, to na pewno nie tak jak myślę.
Na forach dla świrów bardzo mało jest osób wyleczonych. U ChADowców co rusz ktoś wpada w Depresję, albo szybuję w Manii, mimo zażywania przeróżnych leków w przeróżnych kombinacjach.
trzeba być idiotą, żeby tego nie dostrzec. Mimo to, koncerny farmaceutyczne też zarabiają (nie mów nikomu, bo mnie sala na stosie).

I jak w tym wszystkim ma się odnaleźć biedny, mały Świr Polski, któremu najzwyczajniej w świecie brakuje Miłości, choć wie, że ta na pewno istnieje, tyle, że nie na wyciągnięcie dłoni?
Biedny Świr Polski nie zgadzający się na rzeczywistość, z natury nieufny wobec autorytetów i czujący wewnętrzny sprzeciw wobec terapii? Boże... Przecież moje wizyty u psychologów to była masakra. Dla psychologów rzecz jasna.

Świr Polski przeżyje swoje życie bez konsultacji z lekarzem czy terapeuta.
No chyba, że po psychotropki:)

4 lutego 2013

WTF???

Dostałam bana na moim ulubionym forum. Tygodniowego.
Użyłam niecenzuralnych, bardzo, bardzo brzydkich słów. "Zjebałam" i "dupy"...   Rynsztok!!! O ja rozpustnica... Zresztą, od samego początku byłam tam złą dziewczynką, nie lubi mnie administracja. Mam tam na koncie wiele niecnych uczynków, takich jak nieprawomyślność, sceptyczny stosunek do psychologii i brak kultu wobec pewnych jednostek. Smutno mi się zrobiło, poczułam się lekko dyskryminowana.
A może moje słownictwo rzeczywiście przypomina rynsztok??? Na przykładzie dwóch, obleśnie strasznych słów, których użyłam, można wywnioskować, że jestem jednostką głęboko zdemoralizowaną i nie umiejąca władać poprawną Polszczyzną, a zamiast przecinka używam jeszcze gorszego słowa na "K"!
Zastanawiam sie, czy w ramach pokuty nie przyłożyć sobie w czoło rozpalonym żelazkiem. Nie, to by było chore... Zdecyduje się na coś subtelniejszego, może oblewanie ciała wrzątkiem?

Brzydkie, brzydkie słowa... Bo w końcu nikt mi nie da bana za poglądy:)
I że pewnej osobie pocisnęłam kilka razy za bardzo- bez użycia słów niecenzuralnych. Za to się nie banuje.

Mówiąc zwięźle, zjebałam i nie właziłam w dupę. Pozdro.

3 lutego 2013

Nadwrażliwi

Czasem czytam coś i żałuje, że nie ja to napisałam. Czasem coś napisałam i tego żałuję.
Poniższy tekst jest genialny, jest autorstwa Psychiatry, profesora Dąbrowskiego.
Sporo rozumiał.


Bądźcie pozdrowieni Nadwrażliwi 
za Waszą czułość w nieczułości świata, 
za niepewność wśród jego pewności, 
za to, że odczuwacie innych jak siebie samych, zarażając się każdym bólem, 
za lęk przed światem, jego ślepą pewnością, która nie ma dna, 
za potrzebę oczyszczenia rąk z niewidzialnego nawet brudu ziemi 
bądźcie pozdrowieni. 

Bądźcie pozdrowieni Nadwrażliwi 
za Wasz lęk przed absurdem istnienia 
i delikatność nie mówienia innym tego co w nich widzicie, 
za niezaradność w rzeczach zwykłych i umiejętność obcowania z niezwykłością, 
za realizm transcendentalny i brak realizmu życiowego, 
za nieprzystosowanie do tego co jest, a przystosowanie do tego co być powinno, 
za to co nieskończone - nieznane - niewypowiedziane 
ukryte w Was 

Bądźcie pozdrowieni Nadwrażliwi 
za Waszą twórczość i ekstazę, 
za Wasze zachłanne przyjaźnie, miłości i lęk, 
że miłość mogłaby umrzeć jeszcze przed Wami 

Bądźcie pozdrowieni Nadwrażliwi 
za Wasze uzdolnienia - nigdy nie wykorzystane - 
(niedocenianie Waszej wielkości nie pozwoli poznać wielkości tych, co przyjdą po Was), 
za to, że chcą Was zmieniać zamiast naśladować, że jesteście leczeni, zamiast leczyć świat, 
za waszą boską moc niszczoną przez zwierzęcą siłę, 
za niezwykłość i samotność waszych dróg. 
Bądźcie pozdrowieni, Nadwrażliwi. 

"lęk, że miłość mogłaby umrzeć jeszcze przed wami".
PolishPsycho płacze.

Spokój w głowach

Mój spokój mnie przeraża i fascynuje.
Wręcz przeze mnie przepływa, stapia się ze strumieniem mojej świadomości. Wszystko stało sie jasne, koszmar się skończył. Szarpałam się niemal przez dwa lata- od Depresji do Miksa, czasem lot. Byłam jak szczur w klatce, teraz czuję się wolna.
WTF?
Nagle w mojej głowie zapanował spokój i ład, choć nic wokół mnie się nie zmieniło. Nagle zgodziłam się na moje życie, zamiast heroicznie walczyć o inne. Nawet pamiętam, kiedy to się stało- gdy wielkimi drukowanymi literami zapisałam na kartce banalne choć prawdziwe zdanie- często na tę kartkę patrzę gdy przychodzą wątpliwości- i ów błysk pojawia się znowu, a zaraz po nim zalewa mnie błogi spokój.
Najgorsze, co można zrobić to być swoim własnym wrogiem. Samemu ze sobą walczyć- przegrany będzie tylko jeden. Pomyśleć, ile musiałam przejść, żeby dojść do tej chwili. Widocznie było to niezbędne, konieczne. Ból człowieka otwiera, błogostan usypia. Było warto, choćby dlatego, żeby być tym, kim jestem, przeżyć to co przeżyłam- a to nie tylko mroki Depresji.
Bo czeka na mnie przyszłość, fascynująca, niepoznana...
Po dwudziestu siedmiu latach dotarło do mnie, że to ja piszę scenariusz. A że jestem wariatką, może On być jak najbardziej szalony, mogę grać o duże stawki, mogę zrobić niemal wszystko- bo nic mnie nie ogranicza, poza swoją głową.
Głową, nad która właśnie odzyskałam panowanie.

One day

One day, baby, we'll be old, oh baby, we'll be old...
Znacie tę piosenkę? Ja ustawiłam ją sobie jako dzwonek w telefonie, więc ten dźwięk zazwyczaj zwiastuje imprezę albo zjeb od Mamy- gdy melanż poniesie za daleko.

Tak, pewnego dnia będziemy starzy- zakładając rzecz jasna, że do tej chwili dożyjemy- wypadki, samobójstwa i przypadkowe przedawkowanie leków w połączeniu z alkoholem chodzą po ludziach. Bądźmy jednak optymistyczni i przyjmijmy, że uda nam się do starości dotrwać (choć biorąc pod uwagę polski system emerytalny i stan służby zdrowia ta myśl staje się mniej kusząca).
I właśnie, co wtedy? Jaką historię będziemy mieli do opowiedzenia? To przecież najważniejsza historia w naszym życiu, jedyna, którą na pewno napiszemy, mniej lub bardziej świadomie.

Najgorsze będą te historie, których nie będziemy mogli opowiedzieć, nie w ramach autocenzury tylko dlatego, że po prostu się nie wydarzyły. Historie niespełnionych marzeń i niepodjętych wyzwań. Historie pod znakiem "co by było gdyby". To są prawdziwe ciernie w naszej pamięci, zmarnowane szanse, niedokończone miłości. Tysiąc niedomówień, miliony interpretacji. Świadomość, że tak na prawdę wszystko było w naszych rękach zawsze przychodzi z czasem, często za późno.

Niby można do tego przywyknąć, tak przecież wygląda życie. W końcu umrzemy, uwolnimy się od widm "co by było gdyby"... Myślę  o tym cały czas, już się ich boję.
Dla własnego dobra postanowiłam ich nie hodować.
I tak zestarzeje się i umrę. Rozliczę się sama przed sobą.