-Wstań córko Boga.- Na początku było słowo. Przed nim była tylko czerwień.
Ale to przeciez tylko halucynacje. Bo w tym wszystkim wszystko stało się szaleństwem. Zmysłom nie wolno ufać. Już raz zmysł wzroku pogrzebał ją w czerwieni. I to na pół wieczności, z przerwami na wszystkie męki świata. To nie może być prawda.
Zwariowałam. Leże na tej cholernej pustyni, a wszystko stało się czerwone. Niebo, piach, słońca nie ma. Nawet ja jestem cała we krwi. Beznadziejna bitwa po której nie zostały nawet strzępy.
Wszędzie krew, tylko kruków brak. Kruki też były martwe. A ja odczuwam niemal każda śmierć w moim pieprzonym czerwonym piekle. Wyję gwałcona przez całe armie, opłakuję zmarłe dzieci. Oglądam wszystkie bitwy świata.I po tym wszystkim mam się podnieść z kolan? Zresztą to tylko halucynacje. Nie łykam. Po czymś takim nie wierzy się w zbawienie.
A głos i tak upierdliwie odzywał się raz na milenium.I głuche pulsowanie gdzieś na skraju świadomości., ale ciągle poza obszarem jej panowania- jeszcze nie podniesiono szlabanów, ale jej królestwo było blisko. Pojawiły się ziarna piasku, miniaturowe kamienie drażniące skórę i układ oddechowy. Fizjologia obudziła się pierwsza. Nieunikniona świadomość przetrwania , fakty przyczyny i skutki. .
-Wstań córko Boga. - zabrzmiało drugi raz w ciągu milenium
Tym razem zaszczyciła głos uwagą. Mrugnęła okiem. Otworzyła usta, aby zaczerpnąć oddechu.
Czerwień chciała ustąpić tylko chwilowo, dać miejsce dla nadziei, ale to nie tak. Nadzieja też była martwa. Celnik nie przybił pieczątki w paszporcie, czerwień ustąpiła miejsca czerni. A przecież powszechnie wiadomo że między czarnym a czerwonym nie sposób czuć się dobrze, wiec wymioty wydają się uzasadnione. Nawet gdy ma się wyprute wnętrzności.
Tylko kruków brak. Kra, kra, kra.
I po raz trzeci rozległ sie głos.
Tym razem gdy podniosła głowę, Chrystus podał jej rękę. W końcu i po nią przyszedł, by dokonac aktu zbawienia.
-Wstań.
I wstała Ewa z kolan. Spojrzała na gościa i zaśmiała sie gorzko.
-Po co tu przyszedłeś?
-Do Ciebie
-Chcesz mnie zbawić? Nie widze gwoździ i młotka...
-Nie kpij.
Uśmiechnęła się.
-Sadystyczny ten Twój tatko, ciekawie wymyślił z tym jabłkiem. Pewnie stawiał z aniołami zakłady, które z nas pęknie pierwsze
- To była kwestia wolnej woli.
- Mógł nam jej oszczędzić. Ale zapewne bawił się dobrze.
- No nie wiem.
-Jak nie wiesz? Tą szopkę ze zbawieniem tez nieźle wymyślił. Nie ma to jak pokusić głodnego dzieciaka cukierkiem.
Zapadło milczenie. Żaden kruk nie zakrakał niebiosa nie rozstąpiły się ukazując gniewne oblicze wściekłego Boga. Więc można było bluźnić dalej.
- Nie wyszedł Ci ten plan.
Milczenie.
- A Twoimi naukami nikt się nie przejął. Całe tysiąclecia po nich wyrzynają się jak wyrzynali.
-Wolna wola.
-To po chuj nam ją dano? Żebyśmy sami zgotowali sobie piekło?
Minęły milenia albo kilka dni- kto by się tym przejmował, w końcu trwała najważniejsza rozmowa w dziejach ludzkości- nawet jeśli po niej nie było już śladu. Nikt na jej podstawie nie napisze Ewangelii, zresztą stare też już nie były potrzebne.
-Co dalej?- przerwała milczenie.
-Dalej już wieczność.
-To ja wiem, pytam, czy tą wieczność spędzę tutaj. Wydaje mi się, że już za to cholerne jabłko zapłaciłam
-Nie ty jedna.
-Więc jaki w tym sens? W tkwieniu tutaj i przeżywaniu wszystkich cierpień świata, Twoje trzy dni w piekle to w porównaniu z tym to niewiele.
-A skąd wiesz, że niewiele? Trzy dni mogły być cała wiecznością.
-W końcu zmartwychwstałeś.
-Więc dlaczego tutaj jestem?
- Może rozmowa z kobietą, co skazała całą ludzkość na potępienie jest częścią Twojego tourne po Piekle? Może zmartwychwstanie jest dopiero przed Tobą? Ty przynajmniej masz jakieś szanse...- zaczęła szlochać- ja... Ja zostanę tu chyba na zawsze.
Chrystus spuścił wzrok. Miał twarz pobitego psa. Doskonale wiedział, że nie każdemu bedzie dane zbawienie.
-Dlaczego nas opuścił?- zapytała przez łzy.
-To wy zostawiliście jego, nie chcieliście na niego patrzeć, wyrzuciliście go z umysłów i z serc
-Więc czemu nas stworzył tak niedoskonałych?
-Bo tworzył was na swój obraz i podobieństwo.
Piasek wysypał się całkowicie z dłoni Chrystusa. Spojrzała na jeszcze świeże blizny na nadgarstkach, na ślady po koronie cierniowej. I to był mesjasz, tak? Mesjasz zagubiony w Piekle. Mesjasz, który nie mógł jej zbawić. I nagle Jezus zaczął się śmiać- gorzkim śmiechem, który Ewa doskonale znała.
-W jego ręce oddałem ducha mego... I trafiłem do piekła. Chyba nie czujesz się aż tak bardzo oszukana?
-A bierzesz pod uwagę to, że nie jestes zbawicielem? Że po prostu Ci odbiło?
-W takim razie Ty jestes tylko metaforą.
cdn.
(mam nadzieję, że Ci się nie nudzi:))