30 grudnia 2014

Polish Psycho na Psychodelikach

Jak każda szanująca się narkomanka potrzebuję raz na jakiś czas dorzucić do swojej piaskownicy jakąś nową zabawkę. Nie, żeby stare się nudziły, człowiekowi po prostu ciągle mało, zwłaszcza gdy całe otoczenie zachwala sobie przeróżne specyfiki i gdy książki o nich są pisane. Ciężko zachować wtedy obojętność i tak chwaloną przez psychiatrów abstynencję, zwłaszcza że mniej lub bardziej legalna substancja wręcz sama pcha się do rąk i uśmiecha się czarująco obiecując oświecenie albo przynajmniej całkiem ciekawą fazę.

Nie zastanawiałam się ani chwili, nie straszne były mi potencjalne konsekwencje w postaci pogłębienia się choroby psychicznej, nie bałam się bad tripa ani całkiem obcego stanu świadomości.
A stan wcale nie był obcy. Nawet otoczona przez fraktale wylewające się spod zamkniętych powiek miałam wrażenie, że już to przeżyłam, że to nic nowego. Nadwiślańska podróż mimo całej swojej magii była podróżą już przebyta, albo kolejnym przystankiem dobrze znanej drogi. Wszystko było nowe ale nic nie zaskoczyło, co nie zmienia faktu, że podobało mi się niezmiernie, bo doświadczenia były co najmniej niecodzienne.

I nawet łzy przelane pewnej psychodelicznej niedzieli były starymi łzami, uczucie cały czas było to samo, jeden jego obiekt tylko w różnych postaciach. Nie mogłam wtedy wejść w siebie głębiej, bo zbyt zajęta byłam ogarnianiem sytuacji, która wymknęła się lekko spod kontroli, ale wiem, że musze do tego stanu powrócić. Nie do tańczących fraktali i wyostrzonych kolorów, ale myśli i pytań, których nie zdążyłam zadać, a na które odpowiedź jest dla mnie kluczowa.

I chcę więcej nowych stanów, nowych faz, chce przerobić jeszcze raz te stare i niby świetnie znane. Zatopić się w nowych światach lub uciec od starego, jak zwał tak zwał.
Nevermind. Miało być radośnie a robi się smutno, bo wiem, ze moja podróż będzie miała finał, o którym jako mała dziewczynka nie śniłam. Najbardziej jednak mnie przeraża moja wobec tych wniosków obojętność, pokorne pogodzenie się z losem, chwilami nawet robienie z tego filozofii. Znowu pojawiają się sny o wielkości i o cenie z nią związanej.

Cóż, let it be. Zobaczymy co się stanie. Może powinno mi zależeć na sobie trochę bardziej, ale jakoś nie potrafię wykrzesać z siebie takich uczuć. Może to chwilowe, pewnie przejdzie, ale jak na razie nie mam siły na zmiany.

Może mi się nie chce, bo jest zima? Chce mi się na pewno zarzucić coś nowego.

Brak komentarzy: